|
Skład Diamentu : Strzępek P. – Krzanowski Ł., Gątarski Piotr, Filip M., Gątarski Paweł – Szczepanik Z., Bury Ł., Gierlak Robert, Gątarski W. Stec Bartłomiej (81 Rafał Wydro)– Gierlak Marcin Skład Płomienia : Raś T. – Wozowicz B., Zatorski P., Kiciniński D., Ochał A. - Malski W., Laska R., Bal D., Darłak T. – Miś P., Darłak P.
To nie miał być łatwy mecz. Drużyna Zagorzyc jest prawdziwym objawieniem w
rundzie wiosennej. Po zimowych wzmocnieniach jako jedyny zespół nie doznał
jeszcze goryczy porażki, remisując tylko wyjazdowy mecz 1:1 ze Startem
Lubenia. Już od pierwszych minut meczu zapowiadała się twarda walka. Cofnięty zespół Diamentu i nieco bardziej ofensywnie usposobiony Płomień. Jednak przez pierwszy kwadrans kibice obserwowali tylko grę w środku pola. Żaden z zespołów nie potrafił stworzyć sobie dogodnej okazji do strzelenia bramki. Nieliczne kontry Diamentu kończyły się przed linią pola karnego gospodarzy, natomiast murowanie dostępu do własnej bramki nie pozwalało gospodarzom na oddanie nawet jednego strzału. Pierwszy strzał w meczu oddał Marcin Gierlak w 17 min. Jednak jego anemiczne uderzenie z łatwością wyłapał bramkarz Raś. Przez następny kwadrans na boisku panowała nieprawdopodobna walka, zwłaszcza w środku pola. Nikt nie odpuszczał nawet na centymetr. Goście mniejsze umiejętności techniczne nadrabiali heroiczną wręcz wolą walki.
Dla laika taki mecz mógłby
wydawać się nudny i nieciekawy. Mało strzałów, nieliczne akcje podbramkowe i
w końcu brak tego co jest solą piłki nożnej – goli.
W 31 min. gospodarze dostali w
prezencie od sędziego doskonałą okazję do zdobycia bramki. Niepotrzebne
okrzyki kapitana gości Pawła Gątarskiego sędzia potraktował jako niesportowe
zachowanie i podyktował z prawej strony pola karnego pośredni rzut wolny.
Gospodarze mieli jeszcze dwie
dobre okazje do strzelenia bramki w 40 i 42 min. ale szybkie i pewne wyjścia
z bramki Pawła Strzępka zdecydowanie przerywały zapędy napastników
Płomienia. Pierwsza połowa tego spotkania zakończyła się sprawiedliwym remisem. Żaden z zespołów nie potrafił przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Wobec tego druga połowa zapowiadała się nie mniej ciekawie niż pierwsze 45 min. Po przerwie oba zespoły weszły na boisko w takich samych składach.
Od samego początku zawodnicy
Płomienia zaatakowali z jeszcze większą determinacją. Już w 51 min.
wywalczyli rzut wolny z 17 m. Na szczęście mocno uderzona piłka po odbiciu
od muru poszybowała nad bramką. 62 i 66 min. to dwie okazje z rzutów wolnych dla Diamentu. W obu akcjach główną rolę odegrał Łukasz Bury. Niestety pierwszy jego strzał był niecelny a drugi z trudem broni bramkarz gospodarzy. Na boisku nadal panowała walka ale bez złośliwości i brutalnych zagrań. Drużyna Płomienia przez cały czas przeważała w tym spotkaniu ale nie potrafiła sforsować bardzo mądrze grającej defensywy gości. W 77 min. doszło do niebezpiecznego starcia Wojtka Gątarskiego z zawodnikiem gospodarzy. Obaj gracze walcząc o górną piłkę zderzyli się głowami. W wyniku tego zdarzenia zawodnik Płomienia musiał opuścić boisko a pomocnik Diamentu długo leżał na murawie. Wydawało się, że mógł doznać poważnej kontuzji ale na szczęście powrócił do gry. Do końca meczu pozostawały już tylko minuty i wydawało się, że dzisiejsza konfrontacja zakończy się podziałem punktów. Na ławce rezerwowych Diamentu zaczęło się odliczanie każdej minuty i nerwowe spoglądanie na zegarek. Remis w tym meczu byłby dużym sukcesem. W drużynie Zagorzyc można było zauważyć podobne zachowania i coraz głośniejsze okrzyki niezadowolenia. 10 min. przed końcowym gwizdkiem sędziego gospodarze objęli jednak prowadzenie. Po jednej z wielu wrzutek w pole karne bardzo nerwowo zachował się Zenek Szczepanik i pechowo wybił piłkę tak, że spadła w środek pola karnego. Do spadającej piłki wystartował bramkarz Paweł Strzępek, jednak napastnik miejscowych Bogdan Marciniec był szybszy i głową umieścił futbulówkę w siatce, nad bezradnie interweniującym bramkarzem. 1:0 dla Zagorzyc. Radość wśród gospodarzy i niezadowolenie gości.
„Jak to się stało..., dlaczego
on tego nie wybił..., po co wychodził...” – dało się słyszeć na ławce
rezerwowych. „Wszyscy do przodu” - ktoś krzyczy z boku - „nie ma nic do stracenia.” Płomień czuje, że wygrana jest już tak blisko. Doświadczeni zawodnicy przytrzymują piłkę i zbiegają do linii bocznej. Diament już się nie broni. Z tyłu zostało tylko dwóch zawodników, pozostali biegają gdzieś z przodu. „Ile jeszcze do końca „ – pyta zdenerwowany kierownik Jacek Cielak. 5 min.!! - ktoś krzyczy. Jeszcze 5 min.!!! – tym razem głośniej – tak aby usłyszeli zawodnicy na boisku. Sędzia dolicza 4 min. Całe cztery minuty. Nikt nie siedzi. Diament już nie próbuje tworzyć akcji. Zawodnicy wrzucają tylko piłkę do przodu z nadzieją, że ktoś to przejmie i strzeli bramkę. Ale nic podobnego się nie dzieje. Rośli obrońcy Płomienia „czyszczą” wszystko bardzo dokładnie. Początkowa nerwowa atmosfera na ławce Diamentu przeradza się w przygnębienie. „Tak niewiele brakło”... zaklina cicho pod nosem Tomek Bury, tak aby nikt nie usłyszał. Nikt z nikim nie rozmawia, każdy w skupieniu i w samotności obserwuje to co się dzieje na murawie. Gdzieś jeszcze tli się mała iskierka nadziei, że może jednak..., jakimś cudem... Ale czas biegnie nieubłaganie. 87... 88... odlicza ktoś po cichu. Nie ma szans...
Nagle wszyscy, w jednej chwili, jakby obudzili się z jakiegoś dziwnego snu. Jakby ktoś tkną ich czarodziejską różdżką, zaczęli stawać na palcach i podnosić ręce do góry. Wszyscy jakby na komendę zaczynają krzyczeć w jednym rytmie: „dawaj... dawaj...” Z lewej strony pola karnego zespołu Płomienia biegnie Marcin Gierlak a pół metra za nim obrońcy gospodarzy. „gdzie on biegnie..., do śroodkaaaaa, Marcin do śroooodkaaaa...” Jest sam, ma przed sobą tylko bramkarza, ostry kąt. Nagle piłka szybuje wysoko, bardzo wysok, wydaje się, że przeleci nad bramką. „jest, jest, jest gol...!!” ktoś krzyczy, ale piłka nadal leci, jakby czas zatrzymał się w miejscu. „Jeeeeeeeeeeeeest !!!!!!!!!!!!” Piłka wpada w samo okienko bramki. „Diaaaameeeent Pstrągowaaaaa, Diaaaameeeent Pstrągowaaaaa” – ktoś zaczął śpiewać. Kibice Płomienia patrzą w osłupieniu na całą sytuację i jeszcze nie wierzą w to, co się stało. Szczęśliwy strzelec bramki tonie gdzieś głęboko w objęciach kolegów, wszyscy cieszą się jak dzieci. Wydaje się, że odprawiają pogańskie tańce w świetle zachodzącego słońca. Zagorzyce nie wierzą, nie chcą uwierzyć. Zagorzyce uwierzą dopiero nazajutrz. Napisał SiEl |